Miałam ostatnio ogromną przyjemność wzięcia udziału w warsztatach z art quiltu poprowadzonych przez Szkołę Patchworku Anny Sławińskiej.
Gdybym miała możliwość wykradzenia jakiejś dziury w czasoprzestrzeni, aby siedzieć przy maszynie bez przerwy - siedziałabym i szyła, szyła, szyła! Ubrania - to jedno. Ale cuda, jakie można wyczarować przy wykorzystaniu poznanej na zajęciach techniki! Dech w piersiach zapierają! Nagle okazało się, ze nawet najmniesze skrawki tkaniny mogą być wykorzystane - to bardzo niedobrze, bo moje pudła ze ścinkami pękają w szwach i nie zapowiada się, abym ograniczyła ich ilość poprzez POSPRZĄTANIE... No bo jak wyrzucać takie cuda, które mogą posłużyć do stworzenia takich małych dzieł sztuki.
Lew powstał na zajęciach - no, oprócz ogona, który doszyłam już w domu. Lew dla Hani - a jakże - zawiśnie u niej w pokoju w ramce. Po pierwsze dlatego, że jestem z niego baaardzo dumna a po drugie dlatego, że Hania bezbłędnie rozpoznała swoje ulubione (?) zwierzę mówiąc na jego widok"aarrrrr!". Serce rośnie.
Bez zająknięcia SERDECZNIE POLECAM zajęcia u Ani i jej koleżanki Marzeny. Przemiła, domowa atmosfera (konfitury Ani domowej roboty...mmmm!). Po opuszczeniu lokalu miałam mały stan depresyjny przez szafę z tkaninami, która jest otwarta dla kursantek...
Ten żółty obrazek to efekt ćwiczeń "lotu trzmiela". Pijany i niezdecydowany ten mój trzmiel :) Jeszcze sporo pracy przede mną :)
Ja w sobotę wybieram się na kurs podstawowego szycia patchworku, ale w kolejce już mam właśnie ten kurs art quiltu :-)
ReplyDeleteNa pewno nie będziesz żałowała! :)
DeleteAga, bardzo Ci dziękuję za takie miłe słowa. Lew z ogonem prezentuje się świetnie. Dziewczyny są zdolne i utalentowane!!!. Zapraszam na http://szkolapatchworku.blogspot.com, tam jest jeszcze więcej obrazków, które powstały na tym kursie.
ReplyDeleteTo ja dziękuję! Na pewno do Was jeszcze wrócę, bo zainspirowałyście mnie baaaardzo :)
Delete